|
www.rycerz.fora.pl FORUM RYCERZ Wspomnienie Przyjaciół
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
SANDIEGO
Gość
|
Wysłany: Pią 20:56, 05 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie śmierci pacjenta w szpitalu w Częstochowie. 65-latek na SOR czekał osiem godzin na pomoc. Lekarze mieli zwlekać ze szczegółowymi badaniami, sugerując, że mężczyzna ma zaledwie niestrawność. Gdy córka mężczyzny przewiozła go do innego szpitala, było już za późno. Pan Stanisław zmarł w wyniku pęknięcia tętniaka aorty brzusznej.
65-letni pan Stanisław trafił na izbę przyjęć Zespolonego Szpitala Miejskiego w Częstochowie ok. godziny 19. Mężczyznę uskarżającego się na silne bóle brzucha przywiozła córka. To z jej relacji wynika, że pan Stanisław przez kilka godzin pobytu na izbie przyjęć, nie został dokładnie zbadany. Nie zrobiono mu USG brzucha, a badania ograniczyły się do pobrania krwi i podania leków przeciwbólowych. Personel miał nie reagować na prośby rodziny o pomoc, sugerując że mężczyzna cierpi tylko na niestrawność.
Wobec tej sytuacji, po ośmiu godzinach oczekiwania na pomoc, córka pana Stanisława zdecydowała się przewieźć ojca samochodem do innej placówki w mieście. Mężczyzna ok. godziny 2 w nocy trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Tam podczas badania USG wykryto u pana Stanisława tętniaka aorty brzusznej. Zdecydowano o natychmiastowej operacji. Niestety pacjent zmarł jeszcze tego samego dnia.
– Śledztwo prowadzone jest w sprawie narażenia Stanisława P. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania jego śmierci. Z uzyskanej opinii po przeprowadzeniu sekcji zwłok wynika, że przyczyną zgonu mężczyzny było pęknięcie tętniaka aorty brzusznej – potwierdza prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
[link widoczny dla zalogowanych]
Komentarz uważam za zbyteczny, ponieważ moja opinia o państwowej służbie zdrowia w Polsce jest powszechnie znana.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Wisia Wiśniewska
Użytkownik
Dołączył: 25 Mar 2019
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:09, 06 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Idea pomocy medycznej jest piękna i szlachetna. Zawód lekarza zawsze stał na pierwszym miejscu zaufania. Lekarz składa przysięgę.
Pomoc aby była skuteczna powinna być udzielana bezzwłocznie. Na tym polega służba pogotowia ratunkowego.
Jakie są przyczyny tego, że potrzebujący pomocy otrzymują ją za późno lub w ogóle?
Pomoc opóźniana i ograniczana jest biurokracją oraz wyliczeniami finansowym o opłacalności niesionej pomocy. Należy przeanalizować wnoszone koszty do uzyskanych efektów.
Kiedyś straż pożarna zanim przystąpiła do gaszenia, pertraktowała z gospodarzem palącego się domostwa. Jeśli koszty gaszenia przekraczały finansowe możliwości gospodarza, rezygnował z usługi straży pożarnej.
Potrzebujący natychmiastowej pomocy medycznej zabierani są z ulicy, z podłogi albo z plaży. Nie posiadają przy sobie dokumentów oraz kart płatniczych. Często są nieprzytomni.
Procedura pomocy medycznej nakazuje ustalenie kim jest nieprzytomny. To zabiera bardzo dużo czasu.
Lekarz posiada też obowiązek sprawdzenia czy potrzebujący pomocy nie jest symulantem. Musi pozostawać pod obserwacją.
Wówczas natychmiast w trybie niezwykle przyspieszonym przyjeżdżają firmy pogrzebowe z propozycją profesjonalnej pomocy. Łącznie z profesjonalną usługą duchowną.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SANDIEGO
Gość
|
Wysłany: Sob 1:44, 13 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Sprawę 47-letniej Iwony z Rudy Śląskiej opisała katowicka "Gazeta Wyborcza". Kobieta w sobotę rano zgłosiła się z silnym bólem nogi do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Na izbie przyjęć powiadomiła lekarzy, że leczy się na cukrzycę i rozległe zapalenie stawów. Zlecono badanie krwi i moczu oraz prześwietlenie stopy. Lekarze przepisali pacjentce antybiotyk, leki przeciwzakrzepowe i zalecili kontrolę w poradni chirurgicznej. Potem odesłali do domu.
Przez weekend stan 47-latki znacznie się pogorszył. Chora nie mogła się poruszać o własnych siłach. W poniedziałek siostra kobiety zadzwoniła na pogotowie, prosząc o przysłanie karetki. W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz. Dopiero ok. godziny 17 lekarz rodzinny pani Iwony, podczas wizyty domowej, wezwał karetkę. Kobieta trafiła do tego samego szpitala, w którym była w sobotę. Lekarze zdiagnozowali zakrzepicę żylną z ropowicą oraz postępującą sepsę.
Jak relacjonuje na łamach "Wyborczej" siostra poszkodowanej, stan kobiety pogarszał się z godziny na godzinę. We wtorek rano lekarze uznali, że jedynym ratunkiem jest amputacja nogi. Po zabiegu kobieta zapadła w śpiączkę, a w nocy trzeba było ją reanimować.
Rodzina poszkodowanej zamierza zgłosić sprawę do prokuratury. Za doprowadzenie jej do stanu zagrażającego życiu obwiniają lekarzy, którzy w sobotę odmówili hospitalizacji.
– Lekarka, która w poniedziałek przyszłą na wizytę domową, powiedziała mi, że szpital nie powinien wypuszczać siostry do domu, tylko już w sobotę zacząć intensywne leczenie – mówi cytowana przez "GW" siostra pacjentki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zacytuję zdanie z powyższego artykułu: "W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz."
W San Diego wszyscy członkowie personelu medycznego wprost zachęcają swoich pacjentów, żeby w przypadku najmniejszego podejrzenia objawów chorobowych rodzina lub znajomi telefonowali po karetkę pogotowia (pomoc medyczna, straży pożarnej i policji pod numerem 911 obowiązuje na terenie całych Stanów Zjednoczonych).
Chciałoby się powiedzieć: co kraj, to obyczaj.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ula
Administrator
Dołączył: 03 Paź 2018
Posty: 2252
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 531 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:34, 13 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
SANDIEGO napisał: | Sprawę 47-letniej Iwony z Rudy Śląskiej opisała katowicka "Gazeta Wyborcza". Kobieta w sobotę rano zgłosiła się z silnym bólem nogi do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Na izbie przyjęć powiadomiła lekarzy, że leczy się na cukrzycę i rozległe zapalenie stawów. Zlecono badanie krwi i moczu oraz prześwietlenie stopy. Lekarze przepisali pacjentce antybiotyk, leki przeciwzakrzepowe i zalecili kontrolę w poradni chirurgicznej. Potem odesłali do domu.
Przez weekend stan 47-latki znacznie się pogorszył. Chora nie mogła się poruszać o własnych siłach. W poniedziałek siostra kobiety zadzwoniła na pogotowie, prosząc o przysłanie karetki. W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz. Dopiero ok. godziny 17 lekarz rodzinny pani Iwony, podczas wizyty domowej, wezwał karetkę. Kobieta trafiła do tego samego szpitala, w którym była w sobotę. Lekarze zdiagnozowali zakrzepicę żylną z ropowicą oraz postępującą sepsę.
Jak relacjonuje na łamach "Wyborczej" siostra poszkodowanej, stan kobiety pogarszał się z godziny na godzinę. We wtorek rano lekarze uznali, że jedynym ratunkiem jest amputacja nogi. Po zabiegu kobieta zapadła w śpiączkę, a w nocy trzeba było ją reanimować.
Rodzina poszkodowanej zamierza zgłosić sprawę do prokuratury. Za doprowadzenie jej do stanu zagrażającego życiu obwiniają lekarzy, którzy w sobotę odmówili hospitalizacji.
– Lekarka, która w poniedziałek przyszłą na wizytę domową, powiedziała mi, że szpital nie powinien wypuszczać siostry do domu, tylko już w sobotę zacząć intensywne leczenie – mówi cytowana przez "GW" siostra pacjentki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zacytuję zdanie z powyższego artykułu: "W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz."
W San Diego wszyscy członkowie personelu medycznego wprost zachęcają swoich pacjentów, żeby w przypadku najmniejszego podejrzenia objawów chorobowych rodzina lub znajomi telefonowali po karetkę pogotowia (pomoc medyczna, straży pożarnej i policji pod numerem 911 obowiązuje na terenie całych Stanów Zjednoczonych).
Chciałoby się powiedzieć: co kraj, to obyczaj. |
Sandiego, nie wiem czy u Stanach na medycynę przyjmuje się wszystkich chętnych?... być może tylko tych, którzy poza wymaganą wiedzą... pozytywnie przejdą też testy na empatię, wrażliwość wobec drugiego człowieka?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SANDIEGO
Gość
|
Wysłany: Nie 0:40, 14 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Ula napisał: | SANDIEGO napisał: | Sprawę 47-letniej Iwony z Rudy Śląskiej opisała katowicka "Gazeta Wyborcza". Kobieta w sobotę rano zgłosiła się z silnym bólem nogi do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Na izbie przyjęć powiadomiła lekarzy, że leczy się na cukrzycę i rozległe zapalenie stawów. Zlecono badanie krwi i moczu oraz prześwietlenie stopy. Lekarze przepisali pacjentce antybiotyk, leki przeciwzakrzepowe i zalecili kontrolę w poradni chirurgicznej. Potem odesłali do domu.
Przez weekend stan 47-latki znacznie się pogorszył. Chora nie mogła się poruszać o własnych siłach. W poniedziałek siostra kobiety zadzwoniła na pogotowie, prosząc o przysłanie karetki. W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz. Dopiero ok. godziny 17 lekarz rodzinny pani Iwony, podczas wizyty domowej, wezwał karetkę. Kobieta trafiła do tego samego szpitala, w którym była w sobotę. Lekarze zdiagnozowali zakrzepicę żylną z ropowicą oraz postępującą sepsę.
Jak relacjonuje na łamach "Wyborczej" siostra poszkodowanej, stan kobiety pogarszał się z godziny na godzinę. We wtorek rano lekarze uznali, że jedynym ratunkiem jest amputacja nogi. Po zabiegu kobieta zapadła w śpiączkę, a w nocy trzeba było ją reanimować.
Rodzina poszkodowanej zamierza zgłosić sprawę do prokuratury. Za doprowadzenie jej do stanu zagrażającego życiu obwiniają lekarzy, którzy w sobotę odmówili hospitalizacji.
– Lekarka, która w poniedziałek przyszłą na wizytę domową, powiedziała mi, że szpital nie powinien wypuszczać siostry do domu, tylko już w sobotę zacząć intensywne leczenie – mówi cytowana przez "GW" siostra pacjentki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zacytuję zdanie z powyższego artykułu: "W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz."
W San Diego wszyscy członkowie personelu medycznego wprost zachęcają swoich pacjentów, żeby w przypadku najmniejszego podejrzenia objawów chorobowych rodzina lub znajomi telefonowali po karetkę pogotowia (pomoc medyczna, straży pożarnej i policji pod numerem 911 obowiązuje na terenie całych Stanów Zjednoczonych).
Chciałoby się powiedzieć: co kraj, to obyczaj. |
Sandiego, nie wiem czy u Stanach na medycynę przyjmuje się wszystkich chętnych?... być może tylko tych, którzy poza wymaganą wiedzą... pozytywnie przejdą też testy na empatię, wrażliwość wobec drugiego człowieka? |
Uleńko, czytałem (i słyszałem) tysiące razy, że (według statystyk) w Polsce jest przeszło 92 % katolików.
Pracownicy polskiej służby zdrowia, to sami ateiści?
Pytam, bom ciekaw.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ula
Administrator
Dołączył: 03 Paź 2018
Posty: 2252
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 531 razy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:58, 15 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
SANDIEGO napisał: | Ula napisał: | SANDIEGO napisał: | Sprawę 47-letniej Iwony z Rudy Śląskiej opisała katowicka "Gazeta Wyborcza". Kobieta w sobotę rano zgłosiła się z silnym bólem nogi do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Na izbie przyjęć powiadomiła lekarzy, że leczy się na cukrzycę i rozległe zapalenie stawów. Zlecono badanie krwi i moczu oraz prześwietlenie stopy. Lekarze przepisali pacjentce antybiotyk, leki przeciwzakrzepowe i zalecili kontrolę w poradni chirurgicznej. Potem odesłali do domu.
Przez weekend stan 47-latki znacznie się pogorszył. Chora nie mogła się poruszać o własnych siłach. W poniedziałek siostra kobiety zadzwoniła na pogotowie, prosząc o przysłanie karetki. W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz. Dopiero ok. godziny 17 lekarz rodzinny pani Iwony, podczas wizyty domowej, wezwał karetkę. Kobieta trafiła do tego samego szpitala, w którym była w sobotę. Lekarze zdiagnozowali zakrzepicę żylną z ropowicą oraz postępującą sepsę.
Jak relacjonuje na łamach "Wyborczej" siostra poszkodowanej, stan kobiety pogarszał się z godziny na godzinę. We wtorek rano lekarze uznali, że jedynym ratunkiem jest amputacja nogi. Po zabiegu kobieta zapadła w śpiączkę, a w nocy trzeba było ją reanimować.
Rodzina poszkodowanej zamierza zgłosić sprawę do prokuratury. Za doprowadzenie jej do stanu zagrażającego życiu obwiniają lekarzy, którzy w sobotę odmówili hospitalizacji.
– Lekarka, która w poniedziałek przyszłą na wizytę domową, powiedziała mi, że szpital nie powinien wypuszczać siostry do domu, tylko już w sobotę zacząć intensywne leczenie – mówi cytowana przez "GW" siostra pacjentki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zacytuję zdanie z powyższego artykułu: "W odpowiedzi usłyszała, że o wysłaniu transportu może zdecydować tylko lekarz."
W San Diego wszyscy członkowie personelu medycznego wprost zachęcają swoich pacjentów, żeby w przypadku najmniejszego podejrzenia objawów chorobowych rodzina lub znajomi telefonowali po karetkę pogotowia (pomoc medyczna, straży pożarnej i policji pod numerem 911 obowiązuje na terenie całych Stanów Zjednoczonych).
Chciałoby się powiedzieć: co kraj, to obyczaj. |
Sandiego, nie wiem czy u Stanach na medycynę przyjmuje się wszystkich chętnych?... być może tylko tych, którzy poza wymaganą wiedzą... pozytywnie przejdą też testy na empatię, wrażliwość wobec drugiego człowieka? |
Uleńko, czytałem (i słyszałem) tysiące razy, że (według statystyk) w Polsce jest przeszło 92 % katolików.
Pracownicy polskiej służby zdrowia, to sami ateiści?
Pytam, bom ciekaw.
|
Sandiego, jeżeli rzeczywiście jest tak jak piszesz, że 92%... no to od razu wiadomo, że ci źli lekarze mieszczą sięw nielicznej grupie - 8%... ateistów.... inaczej być nie może...
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SANDIEGO
Gość
|
Wysłany: Czw 18:43, 25 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Sandiego, jeżeli rzeczywiście jest tak jak piszesz, że 92%... no to od razu wiadomo, że ci źli lekarze mieszczą sięw nielicznej grupie - 8%... ateistów.... inaczej być nie może...[/quote]
Morderstwo w białych rękawicz..., pomyliłem się, powinno być: "Morderstwo w szpitalnych fartuchach".
Pan Marcin miał 35 lat, nigdy nie leczył się na serce, nie skarżył się rodzinie na żadne dolegliwości. Pierwsze objawy zawału serca pojawiły się u mężczyzny nagle. 19 marca, jak co rano wyszedł do pracy na budowie. Ból w klatce piersiowej pojawił się, kiedy podniósł ciężkie wiadro. Natychmiast wrócił do domu.
- Spotkałam go, jak wracał z pracy. Mówił, że bardzo go boli w klatce piersiowej. Oddychał ciężko, gołym okiem było widać, że źle z nim – wspomina Małgorzata Kłosek, matka 35-latka.
Widząc, że stan pana Marcina jest poważy, żona natychmiast zawiozła go do przychodni rejonowej. - Brat był u swojego lekarza rodzinnego. Ten zrobił badanie EKG. Widząc jego stan od razu zainterweniował i wezwał karetkę – mówi Łukasz Kłosek, brat pana Marcina.
Karetka przywiozła mężczyznę do szpitala w Wodzisławiu Śląskim, w którym nie ma oddziału kardiologicznego. Lekarz na izbie przyjęć wykonał kolejne EKG, które potwierdziło diagnozę lekarza rodzinnego. Zarządził też badania krwi. Wynik wskazywał, że chory ma stan przedzawałowy. Mimo to, pan Marcin został na izbie przyjęć i czekał.
- Jak przyjechał do szpitala w Wodzisławiu, mąż leżał, zwijał się z bólu. Był spocony, miał duszności. Cały czas czekaliśmy na decyzje lekarzy – dodaje Dorota Kłosek, żona pana Marcina.
Wyniki kolejnych badań wskazywały, że stan pana Marcina pogarszał się. Poziom troponiny, która pozwala na zdiagnozowanie zawału serca rósł. Im wyższe stężenie troponin we krwi, tym większy obszar mięśnia sercowego został objęty zawałem.
- Wyniki wskazywały, że były pełne podstawy do podjęcia hospitalizacji. W okolicy są trzy ośrodki kardiologiczne. Taki pacjent nie powinien pałętać się po SOR-ach, nie powinien jeździć do szpitali rejonowych tylko trafić na kardiologię.
Błędem było kierowanie tego pacjenta z jednego SOR-u na drugi – komentuje prof. dr hab. n. med. Andrzej Bochenek, specjalista kardiochirurgii, chirurgii ogólnej i angiologii.
Wyniki badań z godz. 17:32 wskazywały jednoznacznie na zawał. Lekarz podjął jednak niezrozumiałą decyzję o przewiezieniu pana Marcina do szpitala w Rydułtowach. Tam również nie ma oddziału kardiologicznego.
- Takiego pacjenta od razu wiezie się do Zabrza, czy do Rybnika, tam gdzie jest kardiologia. Co pacjent robił od godziny 11 na izbie przyjęć? Wiem, że było robione EKG i trzy razy była pobierana krew, wyniki wskazywały ewidentny zawał – mówi telefonicznie nasza informatorka, pracowniczka szpitala w Wodzisławiu Śląskim.
W czasie, kiedy pan Marcin potrzebował pilnej interwencji kardiologa, lekarze z Izby Przyjęć szukali dla niego miejsca na oddziałach chorób wewnętrznych. Z powodu braku wolnych łóżek o godz. 22:40 przywieźli go do szpitala w Raciborzu, również na odział wewnętrzny. Tam, o godzinie 3:15 pan Marcin zmarł. Przyczyną był ostry zawał serca.
- Wszystko zależało od pierwszych godzin. Lekarze są od tego, żeby pacjentowi pomóc. Powinni odpowiedzieć, żeby więcej się takie przypadki nie zdarzyły – komentuje pan Leon, ojciec zmarłego.
W ciągu dziesięciu godzin oczekiwania i jeżdżenia pomiędzy szpitalami, lekarze tylko raz, telefonicznie skonsultowali się z kardiologiem z Raciborza. Miał oświadczyć, że nie ma wolnych miejsc u siebie i zaleca umieszczenie chorego na oddziale wewnętrznym.
Decyzja o szukaniu łóżka na oddziałach wewnętrznych jest tym bardziej niezrozumiała, że w okolicy jest kilka dobrze pracujących oddziałów kardiologicznych. Takie są w Rybniku oddalony o 14 km od Wodzisławia Śląskiego, w Jastrzębiu Zdrój oddalonym o 16 km oraz Zabrzu ze Śląskim Centrum Chorób Serca, do którego dojazd karetką, nie powinien zająć dłużej niż 35 minut.
- Widziałem, że on cierpi, byłem pewny, że jedziemy po pomoc do szpitala. To nie było czekanie na pomoc, on czekał dziesięć godzin na śmierć – dodaje pan Leon.
Dyrekcja szpitala w Wodzisławiu Śląskim nie widzi błędów w postępowaniu personelu medycznego izby przyjęć.
Komisja, która prowadziła wewnętrzne postępowanie wyjaśniające ustaliła, że jedynym „uchybieniem” jest to, że lekarze ze szpitala w Rydułtowach nie przyjęli pana Marcina na odział wewnętrzny. Obydwu lekarzy zwolniono z pracy.
[link widoczny dla zalogowanych]
PS. Jest w Polsce takie powiedzenie: operacja się udała - pacjent zmarł.
Ostatnio zmieniony przez SANDIEGO dnia Czw 18:43, 25 Kwi 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SANDIEGO
Gość
|
Wysłany: Sob 1:14, 27 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Bardzo często (za często) odnoszę wrażenie, że moi Rodacy godzą się ze śmiercią swoich bliskich, która jest spowodowana niedbalstwem, niefachowością i zwyczajnym "olewaniem" pacjentów przez... tzw. lekarzy.
Czyżby Polacy byli Narodem zaczadzonym? (niektórzy używają sformułowania: Naród wybrany).
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|